czwartek, 27 styczeń 2011 12:25

Maltretowali świnie, czeka ich kara

Napisane przez
Oceń ten artykuł
(1 Głos)

Zupełnym przypadkiem Pogotowie dla Zwierząt stało się świadkiem makabrycznego czynu dokonanego na dwóch świniach. – Zbliżyłem się do chlewa i ujrzałem, jak mężczyźni trzymają dorodnego knura i wycinają mu na żywca jądra... Świnia darła się w niebogłosy, szalała z bólu, a druga desperacko usiłowała się wydostać na zewnątrz, przerażona do granic możliwości. Nie zapomnę tego widoku – opisuje zdarzenie Paweł Helak z TPdZ.

Gospodarstwo należące do dwóch braci Władysława i Antoniego O. z Jędrzejewa w gm. Czarnków, znane z okrutnego stosunku do zwierząt, od kilku lat jest obiektem kontroli Towarzystwa Pogotowie dla Zwierząt. Na przestrzeni wielu lat miało tu miejsce systematyczne głodzenie bydła i koni, utrzymywanie ich w stanie rażącego niechlujstwa i nie leczonej choroby. W końcu wolontariusze odebrali zwierzęta w myśl art.7.3. Ustawy o Ochronie Zwierząt, a Władysław O. został skazany prawomocnym wyrokiem za znęcanie się nad zwierzętami.

Nie zrażeni doświadczeniami z prawem bracia, zaopatrzyli się w świnie (mają też psa i kota). Podczas rutynowej kontroli warunków utrzymania zwierząt, w czwartek, 25 stycznia br. wolontariusze TPdZ natknęli się na skandaliczne praktyki. Wchodząc na podwórko usłyszeli przeraźliwe odgłosy wydawane przez świnie. – Stanęliśmy jak sparaliżowani. Zorientowaliśmy się po zaparkowanych na podwórku samochodach, że chyba trafiliśmy na tzw. świniobicie. Kiedy jednak dźwięki jakby zarzynanych świń nie ustawały, udaliśmy się w tamtym kierunku – mówi Joanna Grośty, prezes TPdZ.

Czterej mężczyźni, w tym dwaj bracia O. byli tak zaaferowani wykonywaną czynnością, że nawet nie zauważyli przybyłych. – Zbliżyłem się do chlewa i ujrzałem, jak mężczyźni trzymają dorodnego knura i wycinają mu na żywca jądra...Świnia darła się w niebogłosy, szalała z bólu, a druga desperacko usiłowała się wydostać na zewnątrz, przerażona do granic możliwości. Nie zapomnę tego widoku – opisuje Paweł Helak z TpdZ. Członkowie TPdZ zaczęli krzyczeć, aby mężczyźni zostawili świnie w spokoju. – Co panowie robią?! – zapytała jedna z wolontariuszek. Skonsternowani mężczyźni nie potrafili w pierwszej chwili nic odpowiedzieć. Wreszcie padło kilka wulgarnych wypowiedzi, po czym Antoni O. ruszył na wolontariuszkę i usiłował ją zastraszyć krzykiem i groźbami. - Nie chciał wytłumaczyć, dlaczego to robią, tylko trząsł się i uderzał we mnie palcem. Nie uzyskaliśmy odpowiedzi od pozostałych mężczyzn, czy znajduje się wśród nich lekarz weterynarii – wspomina wolontariuszka. Antoni O. nakazał opuścić swoją posesję, ponieważ z trudem panował nad agresją, wolontariusze wycofali się.

Wrócili po kilkunastu minutach z policją i lekarzem weterynarii. Na terenie posesji przebywał już tylko Antoni O. Przyjął wszystkich z pozornym spokojem, utrzymując, że nic się nie stało. Ot, zwyczajny zabieg kastracji, nawet z udziałem technika weterynarii. Nie chciał jednak podać jego nazwiska. Pozostali mężczyźni jakby zapadli się pod ziemię, jeden z nich pośpiesznie odjeżdżał autem. I tylko krew na ścianach w chlewie, przerażenie wtulających się w siebie na widok ludzi świń oraz ich rozległe rany w okolicach odbytu świadczyły niezbicie o tym, co przed chwilą miało tu miejsce.

Badanie lekarza weterynarii potwierdziło, że kastracja została przeprowadzona bez znieczulenia. Decyzja wójta była natychmiastowa, wyraził zgodę na zabranie świń. Z uwagi na przeżyty przez nie stres oraz stan zdrowia, transportowanie ich tego samego dnia było niewskazane. Świnie zabrano następnego dnia, a sprawą zajmuje się Komenda Powiatowa Policji w Czarnkowie. Jak udało się nam dowiedzieć, Antoni O. złożył odwołanie od decyzji wójta i domaga się zwrotu świń.

Źródło: pogotowiedlazwierzat.pl

Skomentuj

Upewnij się że wpisałeś (*) wymagane informacje we wskazanym miejscu.\nPodstawowy kod HTML jest dozwolony.